dzieć, że zakręcenie kranu nie jest czynem bohaterskim. Lecz trzej wnukowie okrążyli ją i z nabożeństwem całując staruszkę, wypowiadali tą pieszczotą cały ogrom swej czci i wdzięczności. Wychowała ich, pielęgnując od chwili pojawienia się ich na świecie, a oto dziś darzyła ich życiem. Marya, rozpłakawszy się ze wzruszenia, rzuciła się babce w objęcia, wszycy mieli łzy w oczach, a tylko babka, pozostawszy niezmiennie spokojną, zachęcała ich, by się opanowali i wrócili do rozsądku, bo nie trzeba o rzeczach sądzić z przesadną egzaltacyą.
— Babko — rzekł Wilhelm — pozwól pierwej, bym cię ucałował... a niechaj i Piotr skorzysta z tego pozwolenia, bo ty jego nie odłączasz i jesteś dla niego równie dobrą i macierzyńską, jak dla nas wszystkich.
Gdy opanowawszy wzruszenie, zasiedli wreszcie do śniadania, Wilhelm zaczął się zastanawiać nad nieznanym sobie dotąd uczuciem strachu, był zdziwionym i zawstydzonym. Przyznał się, iż od jakiegoś czasu był o wiele ostrożniejszym, niż dawniej, więcej dbał o swoje życie, i przypominał sobie, iż w przeciągu ostatnich miesięcy, parę razy złapał się drżącym z obawy przed możliwością katastrofy i nagłej śmierci. Zkąd w późnym wieku pojawiło się u niego to nagłe przywiązanie do swego istnienia? Dlaczego tak dbał o własne życie?.... Roześmiał się i rzekł, z tkliwością patrząc na Maryę:
Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/216
Ta strona została uwierzytelniona.