— Zdaje mi się, że ty jesteś tego przyczyną! Z twojego powodu czuwam nad własnem życiem, jako nietylko do mnie należącem. Poczuwam się do obowiązku stania na straży twojej własności. Przed chwilą, gdy myślałem, że wszyscy niebawem zginiemy, obraz twój stanął mi przed oczyma i obawa utracenia ciebie, sparaliżowała moją wolę. Tak, z twojego powodu stchórzyłem!
Marya uśmiechnęła się, bo była to jedna z rzadko powtarzających się aluzyj o ich projektowanem małżeństwie. Jak zwykle, przyjęta to swobodnie i rzekła z prostotą:
— Już tylko sześć tygodni dzieli nas od naszej daty!
Babka, która patrzyła na mówiących, spojrzała teraz na Piotra. Twarz miał zupełnie spokojną i uśmiechniętą.
— Tak — rzekła — za sześć tygodni pobierzecie się. Dobrze więc zrobiłam, chroniąc, by dom nie wyleciał w powietrze!
Trzej chłopcy wybuchnęli śmiechem i ogólna wesołość trwała przez cały czas śniadania.
Południowe godziny płynęły jak zwykle, przy pracy, lecz Piotr uczuwał dziwny jakiś ciężar na sercu. Słowa Maryi: „już tylko sześć tygodni dzieli nas od naszej daty“ przypominały się mu bezustannie. Tak, za sześć tygodni przestanie ona do siebie należeć. Powtarzał sobie tę wiadomość, jakby nigdy poprzednio o niej nie wiedział i nigdy o tem nie myślał. Gdy wrócił do siebie, do
Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/217
Ta strona została uwierzytelniona.