Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/219

Ta strona została uwierzytelniona.

harmonizowało z otaczającą go naturą. W lesie, budzącym się do nowego życia, kochał drzewa, całą roślinność, wszystkie stworzenia, dobrotliwe słoneczne promienie, lecz egzaltacya ta powstała w nim skutkiem obecności Maryi. Ona jedna była tego przyczyną. Ona jest jego uleczeniem, nadzieją, pewnością odrodzenia się i szczęścia! Wszak przy niej zapominał o wszystkich swoich dawnych umartwieniach, niepewnościach i katuszach. Wszak od jakiegoś czasu przestał myśleć, czem jest jutro śmierci, dokuczliwy ten problemat, z którym nierozłącznie dotąd obcował, oddalił się od niego i stopniowo znikł w otchłani rzeczy zapomnianych. Wszystkie dawniej trapiące go myśli rozwijały się, ustępując w miarę oddziaływania Maryi, która kochając życie, obdarzyła go tą samą miłością. Tak, kochał teraz życie, bo kochał Maryę i przez nią pragnął żyć pełnią sił swoich. Nauczyła go cenić pracę, zrobiła z niego człowieka, który czuł się w prawie być kochankiem i ojcem.
Nagle, Piotr przypomniał sobie ostatnią swą rozmowę ze starym księdzem Rose. Święty ten starzec, który całe życie przebył w nieświadomości kobiety, odgadł wszakże właściwą przyczynę odmiany Piotra. Powiedział mu, że stał się innym człowiekiem. Piotr zaprzeczał mu i przysięgał, że się myli, bo sam jeszcze wtedy nie zeznawał dokładnie swej odmiany i nie domyślał się właściwej tego przyczyny. A jednak kochał