Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/221

Ta strona została uwierzytelniona.

knie, ale nie zdradzi ufności brata. Ach, Wilhelm nie przewidział niebezpieczeństwa i sam go wprowadził pod swój dach, sam rozniecił płomień, jakim zapłonęło jego serce! Nie, nie, raczej umrzeć, aniżeli nadużyć zaufania Wilhelma! Piotr czuł, iż woli się skazać na wieczną katuszę, byle oszczędzić bratu niepokoju i zmartwienia.
Lecz jednocześnie z tem postanowieniem katusze się rozpoczęły... Wyrzekając się Maryi, Piotr tracił wszystko i znów wpadł w otchłań nieszczęścia. Położył się, lecz noc mijała dla niego w bezsenności. Obiegły go całe zastępy udręczeń. Znów wszystkiemu zaprzeczał, wszystkiemu odmawiał racyi istnienia, świat utracił dla niego jakiekolwiek znaczenie, szydził z życia, przeklinając je, jako źródło cierpienia. Wznowiło się w nim pożądanie śmierci. Umrzeć! Ach, pragnął umrzeć! Ale, jakże ciężko umrzeć, nie zaznawszy nawet, czem jest właściwie życie!
Toczyła się w nim walka zaciętsza, niż kiedykolwiek. Aż do rana dręczył się, jęcząc z bólu. Pocóż zdjął sutanę?... Z powodu kilku słów wyrzeczonych przez Maryę, zdarł z siebie to obłudne odzienie, a teraz po kilku innych słowach, jakie z ust jej usłyszał, zrodziła się w nim okrutna chęć powtórnego nałożenia na siebie znienawidzonego księżego munduru. Więc chwilowo tylko zbiegł ze swego więzienia? Sutana wżarła mu się w ciało i chociaż zrzucił ją z siebie, przypomina mu, że on do niej należy, zatem, czemu