Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/227

Ta strona została uwierzytelniona.

z Maryą, by żonę swą uszczęśliwić darem, jaki wspólnie z nią odda dla dobra ludzkości.
Prawo wejścia dla dwóch osób do sali sądowej Wilhelm otrzymał za pośrednictwem Bertheroya, a gdy o godzinie jedenastej bracia stanęli przed bramą pałacu Sprawiedliwości, zlękli się, że ich nie wpuszczą. Wszystkie bramy i drzwi były pozamykane i obsadzone strażą, w pustych korytarzach i salach pałacu dyszeć się zdawało przerażenie, jakby magistratura ulękła się najścia anarchistów, zaopatrzonych w niewidzialne, lecz niebezpieczne bomby. Był to wynik strachu sianego od trzech miesięcy przez paryzką prasę, która codziennie teroryzowała mieszkańców Paryża, drukując przerażające wieści fabrykowane w głowach dziennikarzy.
Przy każdych drzwiach, przy każdej baryerze na korytarzach, bracia musieli parlamentować ze strażą wojskową, broniącą przejścia, a gdy wreszcie weszli do sali, wyznaczonej na dzisiejsze posiedzenie sądu, zastali ją przepełnioną publicznością. Ciekawość roznamiętniała umysły i nikt się nie uskarżał na brak powietrza i miejsca poddawano się niewygodzie na dzień cały, byle módz słyszeć i widzieć. Krążyły wieści, iż dziś wyrok zapadnie, chociażby posiedzenie miało trwać godzin kilkanaście. W szczupłem ogrodzeniu sali wyznaczonem dla publiczności stojącej, ścisk był wprost zdumiewający, a wśród ciekawych, którzy weszli tu może bezwiednie, jak na każdą inną