Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/229

Ta strona została uwierzytelniona.

zalegał w dole cień najzupełniejszy. Po stronie światła było miejsce obwinionego i jego adwokata, podczas, gdy w cieniu znajdowało się wązkie ogrodzenie dla sędziów przysięgłych. Piotr zauważył, iż było w tem coś symbolicznego, sędziowie przedstawiali nieznane, a naprzeciwko nich, obwiniony, odarty z zasłon, miał być badanym aż do dna swego dotychczasowego życia.
— W głębi ponurej sali, ponad trybunałem, wisiał na ścianie obraz ukrzyżowanego Chrystusa, a w pobliżu zegara, ponad ławą, na której miał zaraz zasiąść Salvat, odbijał jaskrawo biust Republiki z białego gipsu, rażąco odcinając się od ciemnego tła ściany.
Wilhelm i Piotr, zaledwie że znaleźli dla siebie dwa miejsca poza ławami świadków, tuż przy baryerze, oddzielającej zagrodę publiczności stojącej. Siadając, Wilhelm ujrzał Wiktora Mathis, który, wsparłszy się łokciami o baryerę, ukrył twarz w dłoniach i gorączkowym wzrokiem rozglądał się po obecnych. Poznali się wzajemnie, lecz Wiktor nie drgnął nawet, a Wilhelm rozumiał, że nie jest to właściwe miejsce do przypomnienia się niektórym znajomym. Czuł teraz ponad swoją głową roznamiętnioną bladą twarz Wiktora, wyczekującego z płomienną, dziką ciekawością tego, co nastąpi.
Piotr także miał tu znajomych, bo przed nim siedział Duthil, który, przez swe stosunki towa-