Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/233

Ta strona została uwierzytelniona.

Powitawszy Duthila podaniem ręki, Massot rzekł do niego, jakby w dalszym ciągu:
— Więc ministeryum wreszcie się skleiło?... Dość długo wahaliście się w Izbie, lecz wreszcie stworzyliście arcydzieło, wszyscy podziwiają i zachwycają się tem cudem.
Dziennik oficyalny wydrukował dziś listę nowego gabinetu. Po długich wyczekiwaniach, niepewnościach, gdy Vignon powtórnie ujrzał przed sobą niezwalczone trudności i zrzekł się misyi złożenia ministeryum. Prezydent Respubliki przywołał niespodziewanie Monferranda i jemu powierzył załatwienie tej kłopotliwej sprawy. Monferrand już zaraz nazajutrz zestawił listę, która uzyskała zatwierdzenie i dziś jako tryumfator zjawił się na scenie, chociaż tak niedawne upadł wraz z Barrouxem. Zmienił wszakże tekę i z ministra spraw wewnętrznych, stał się ministrem finansów, a prócz tego prezesem gabinetu, co oddawna było jego marzeniem. Obecnie jawnem się stawało, że wszystkie trudności napotkane przez Vignona, były jego dziełem. Podziemną tę robotę poprowadził po mistrzowsku i mając w kieszeni gotową listę przyszłych ministrów, czekał chwili, gdy zostanie przywołanym, jak zbawca.
Massot opowiadał o tem z drwiącą miną i zakończył z udaną powagą:
— Winszuję ci, kochany panie deputowany, winszuję! Plan był wybornie ułożony i świetnie się udał!