Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/239

Ta strona została uwierzytelniona.

z widocznemi oznakami znudzenia i zniecierpliwienia, znając wszystkie szczegóły tej opowieści z dzienników rozprawiających tylko o tem od kilku tygodni. Sala tak była teraz pełna, iż tylko przed trybunałem pozostało wązkie przejście do przesłuchania zeznań świadków. Nagromadzona publiczność stanowiła zbitą szarą masę, wśród której wyróżniały się gdzieniegdzie jasne suknie kobiet, czarne togi adwokatów i czerwone togi trzech sędziów na estradzie. Dla skrócenia czasu podczas czytania oskarżenia, publiczność przypatrywała się sędziom przysięgłym, pragnąc coś odgadnąć z ich twarzy, lecz siedzieli w tak głębokim cieniu, iż rysy ich gubiły się jak za gęstą zasłoną. Inni nie spuszczali oczu z oskarżonego, dziwiąc się jego obojętności, łagodności i wielkiemu znużeniu, zaledwie że odpowiadał na pytania, jakie mu zadawał półgłosem pochylony nad nim jego młody adwokat, o którym mówiono, że jest bardzo zdolny, zręczny i pragnący okryć się sławą, broniąc Salvata. W miarę czytania aktu oskarżenia, ciekawość obecnych zwróciła się w stronę stołu, na którym położone były materyalne dowody zbrodni, a więc odszczepiony kawałek drzewa z bramy pałacu Duvillard, okruchy tynku odpadłego ze sklepienia, brukowy kamień rozsadzony siłą wybuchu, oraz inne drobne szczątki ściany osmolone dymem. Ze wzruszeniem spoglądano na pudło kartonowe mło-