Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/24

Ta strona została uwierzytelniona.

tomność wróciła mu odrazu i nagle zawrzał szalonym gniewem. Wyskoczył z kryjówki, opętany szaleństwem głodu. Nie mógł tu dłużej uleżeć. Chciał jeść, jeść, chociażby potem miał utracić wolność i życie. Właśnie w tej chwili biła godzina dwunasta w południe.
Opuściwszy zagajnik w pobliżu fortyfikacyj, znalazł się przed odkrytym obszarem trawników de la Muette. Puścił się przez nie, jak mógł najszybciej, kierując się instynktowo ku miasteczku Boulogne, z myślą, że tylko tamtą stroną będzie mógł wydostać się z lasku. Prawdziwym cudem, nikt nie zwrócił uwagi na tego człowieka biegnącego jak szaleniec. Gdy wreszcie dopadł do zarośli, zrozumiał całą swą nieostrożność, lecz czuł zarazem, iż nie mógł uczynić inaczej, pędzony katuszą głodu i potrzebą ucieczki. Drżący, pochylony pomiędzy jałowcami, zaczął się rozglądać, czy nie pędzą w tę stronę agenci. Czołgając się wśród nizkich krzaków, nadsłuchując, rozglądając się ukradkiem podniosłszy głowę, zaczął pełzać w stronę, gdzie oczekiwało go domniemane zbawienie. Pośród drzew, wstawał ostrożnie i szedł powoli. Miał zamiar iść zagajnikami, pomiędzy wielkiem jeziorem a polem wyścigowem d’Auteuil. Tę część lasku przecina szeroka aleja, której Salvat nie mógł uniknąć. Starał się korzystać z każdego drzewa i dopiero po bliższem rozejrzeniu, puszczał się do następnego.