dła bez życia z ciałem rozszarpanem gwałtownością wybuchu.
— Ofiarą twojej zbrodni jest biedna robotnica, prawie jeszcze dziecko, żyła z pracy swych rąk, dopomagając starej babce, której była podporą.
Salvat odpowiedział głosem zdławionym od łez:
— To jedyna rzecz, której żałuję!... O, na pewno mogę zaręczyć, że bombę przeznaczałem dla innych, nie dla niej... Niechajże jej pamięć pozostanie pomiędzy ludem roboczym... padła ofiarą... niewinną ofiarą... nazwisko jej będzie z mojem złączone, bo i moja krew popłynie w tej samej sprawie.
Badanie obwinionego skończyło się wśród ogólnego wzburzenia w sali. Piotr odczuwał wielkie wzruszenie doznane przez Wilhelma podczas, gdy Salvat uparcie i spokojnie odmawiał dania objaśnień o materyi, której użył przy naładowywaniu bomby, widocznem było, że pragnął, by cała odpowiedzialność tylko na nim jednym ciążyła. Pomimo woli Wilhelm obejrzał się poza siebie, by spojrzeć na Wiktora Mathis. Stał nieruchomie w tej samej pozie, z łokciami wspartemi o balustradę, z twarzą do połowy ukrytą w dłoniach, słuchał w skupieniu, lecz na bladej jego twarzy wyryło się gorączkowe roznamiętnienie, oczy mu pałały żądzą pomsty, która groźbę swą spełnić jest gotowa.
Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/244
Ta strona została uwierzytelniona.