Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/248

Ta strona została uwierzytelniona.

zyskiwanych, uciskanych nędzarzy. Opowiadał o czarnem ubóstwie pracującego ludu, o niedostatecznej płacy robotników, o tych najliczniejszych w narodzie, którzy uginają się pod ciężarem trudów, by zmarnieć z głodu, gdy brakuje roboty, podczas gdy uprzywilejowani bogacze żyją w przesycie zbytku, nie poczuwając się do obowiązku rzucenia im chociażby okruchów ze swego stołu, chociażby nadmiaru swojego złota, zagrabionego tym, którzy własnym wysiłkiem go zdobyli. Kiedy nie uznają potrzeby dobrowolnego podziału, wydrzeć im należy zatrzymywane przez nich zyski. Niechaj bomby zbudzą ich i ostrzegą, że dzień sprawiedliwości już blizki i sroga kara dla nich wszystkich nadejdzie, jeżeli się nie otrząsną ze swego zbrodniczego egoizmu!
Słowo: sprawiedliwość, Salvat rzucał z naciskiem, wstrząsającym całą salą. Lecz wzruszenie jeszcze się pogłębiło, gdy głosem spokojnym oświadczył, że życie swe poświęcił, by módz to wszystko wypowiedzieć, że jest pewnym wyroku śmierci i bynajmniej się go nie lęka, wie bowiem, że idea, za którą, umrze nie zginie, a z krwi jego powstaną inni męczennicy. Niechaj więc sąd przysięgłych, śle go na gilotynę, by przykład, jaki on z siebie daje, zrodził innych za niego zastępców. Może poczet tych przyszłych męczenników nie będzie jeszcze licznym, lecz będzie nieustającym, aż do dnia zagłady przegniłego starego społeczeń-