Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/249

Ta strona została uwierzytelniona.

stwa, a powstania społeczeństwa nowego, którego on, Salvat jest apostołem.
Prezydent niecierpliwił się i kilkakrotnie chciał mu przerwać, lecz Salvat z zapamiętałością wizyonera cały był oddany czytaniu, wypowiedzeniu tego, co uważał za swoją misyę. O tem, co teraz czytał, myślał przez cały czas w więzieniu, był to dla niego najważniejszy akt życia, które poświęcał sławie śmierci dla dobra ludzkości. Gdy skończył, siadł znów na ławie pomiędzy żandarmami, lecz twarz jego promieniała wielką wewnętrzną radością.
By usunąć wrażenie wywołane słowami Salvata i nie dozwolić na roztliwienie się publiczności, która zdawała się być wzruszoną, a zarazem wylękłą, prezydent natychmiast przystąpił do przesłuchania świadków. Było ich wielu, lecz żaden nie miał nic ciekawego do powiedzenia, bo przed żadnym obwiniony nie zwierzał się ze swemi zamiarami. Zauważono zeznanie przemysłowca Grandidiera, który Salvata niegdyś odprawił ze swojej fabryki za szerzenie propagandy anarchistycznej. Szwagier obwinionego, mechanik Toussaint, zrobił wrażenie uczciwego człowieka, przedstawiając Salvata w korzystnem świetle, lecz widocznem było, że o jego przekonaniach politycznych nic nie wiedział, nigdy się niemi nie interesując. Najdłużej trwały zeznania ekspertów, którzy, nie będąc z sobą w zgodzie w złożonych raportach, przesuwgali teraz przed publicznością różnicę