Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/255

Ta strona została uwierzytelniona.

słusznie uprzywilejowanych z krzywdą większości pozbawionej najkonieczniejszych warunków bytu! W epoce przełomu i rozpatrywania dróg nowych, jeżeli ktoś wyrwie się naprzód i zapragnie przyśpieszyć dzień ogólnej szczęśliwości, czyż należy uważać go za złoczyńcę i skazywać na zagładę w imię sprawiedliwości? Któż z nas może powiedzieć, że sam osobiście opieszałością swoją nie przyczynił się do wywołania szału ze strony niecierpliwszego towarzysza? Zakończył obronę, błagając sędziów przysięgłych, by zawyrokowali podług sumienia bez oglądania się na poboczne względy. Sprawiedliwość nie może iść w parze z intrygą polityczną sztucznie podbudzającą ludzkie żądze. Wyrok sądu przysięgłych powinien tchnąć bezstronną mądrością, uspakajającą umysły, bo surowością przedłuży się tylko rozpoczęta wojna. Nędzarze bowiem nową zapłoną nienawiścią, jeżeli jeszcze jednego męczennika więcej będą mieli do pomszczenia.
Już było po szóstej, gdy prezydent de Larombière streścił przebieg sprawy, a piskliwym głosem wypowiadane przez niego słowa stwierdzały gniewną jego zawziętość i stronne przedstawianie faktów. Następnie trybunał opuścił salę, a sędziowie przysięgli poszli się naradzać podczas, gdy żandarmi uprowadzili z sobą oskarżonego. Pomiędzy publicznością wszczęła się natychmiast wrzawa, świadcząca o gorączkowem wyczekiwaniu ogłoszenia wyroku. Kilka