Nad wesołą, słoneczną pracownią Wilhelma zawisł teraz smutek i dni płynęły ciężkie, chociaż pozornie wszystko szło podług dawnego porządku. Dziś chłopców nie było w domu. Tomasz od rana pracował w fabryce około swojego małego motoru, Franciszek był w szkole Normalnej, Antoni u swojego przyjaciela, rzeźbiarza Jahan, gdzie lubił przebywać, zdejmując szkice z Lizy, która z dniem każdym rozwijała się pomyślnie i budziła do życia.
W pracowni tylko babka dotrzymywała towazystwa Wilhelmowi, szyjąc jak zwykle tuż w pobliżu oszklenia, Marya zaś zaledwie przelotnie zjawiała się tu na chwilę i zaraz wracała do swego pokoju na górę. Od jakiegoś czasu pozostawała na dole tylko w porannych godzinach, podczas obecności Piotra.
Troska chmurząca twarz Wilhelma była przez domowników przypisywana tragicznej sprawie Salvata. Powróciwszy do domu po procesie i wydanym wyroku, rzekł wzburzony, że jeżeli zetną głowę temu nieszczęśliwemu, to dopuszczą
Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/262
Ta strona została uwierzytelniona.
V.