Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/271

Ta strona została uwierzytelniona.

wstał projekt małżeństwa pomiędzy nimi, zżył się z tą myślą i z lubością marzył o utrwaleniu tego połączenia, mającego zapewnić szczęście całej rodziny. Nigdy dotąd nie myślał o powtórnem ożenieniu się, bo nie chciał wprowadzać obcej kobiety do kochającego się rodzinnego kółka, lecz gdy znalazł tuż przy sobie Maryę, ten kwiat młodości, tę przyjaciółkę ich wszystkich, która chętnie zgodziła się zostać jego żoną, rozkoszował się nadzieją wspólnego z nią życia, nie uważając za przeszkodę do szczęścia olbrzymiej różnicy wieku; chętnie zapominał, że był dwa razy od niej starszym. Przed kilku miesiącami, gdy z powodu zaszłych ważnych wydarzeń, data ślubu została odroczoną, Wilhelm zgodził się z tą koniecznością bez zbytecznego żalu. Pewność, że Marya będzie jego żoną wystarczała mu, postanowił cierpliwie czekać, przywykłszy w życiu do przemagania trudności. Ale oto teraz, gdy zaciążyła nad nim groźba utraty kochanej dziewczyny, w spokojnem sercu Wilhelma wybuchł bunt z gwałtownością, jakiej sam się dziwił, nie przypuszczając, że tak ściśle zżył się z pragnieniem wyłącznego jej posiadania. Tracąc Maryę, tracił nadzieję wszelkiej szczęśliwości. Miał już lat blizko piędziesiąt, zatem nie ukocha żadnej innej kobiety! Żadna już w nim nie rozbudzi tego porywu zmysłów i żadna nie uczyni mu daru ze swego powabnego, młodego ciała! Uprzytomniwszy sobie wdzięki Maryi, którą miał utracić,