Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/272

Ta strona została uwierzytelniona.

zapałał żądzą i gniewem, pragnął ją posiąść i srożył się na myśl, że chciano go pozbawić tej rozkoszy, i że znalazł się ktoś dość śmiały, by mu ją wydrzeć z objęć, gdy miała być już jego na zawsze.
Zamknięty w swoim sypialnym pokoju, zwłaszcza jednej nocy dręczył się aż do katuszy i, by nikogo nie zbudzić w domu, ukrył twarz w poduszki dla stłumienia jęków wyrywających się ze zbolałej piersi. Lecz dlaczegóż zadawał sobie tyle męki?... Wszak Marya mu przyrzekła, zatem nie zwolni jej z danego słowa. Zatrzyma ją dla siebie, zmusi, by pamiętała o swojem przyrzeczeniu, a więc lęka się niepotrzebnie, że mu ją odbiorą? Nikt, prócz niego, nie może jej posiadać, ponieważ tylko jemu to przyrzekła a gdy będzie jego, upilnuje, by mu jej nikt nie ukradł. Lecz nagle przypomniał sobie, kim był dla niego ten groźny współzawodnik. Piotr, Piotr, jego brat, którego on sam przymusił do codziennego obcowania z Maryą! Piotr, ten ukochany, odnaleziony brat, którego sam włączył do swego rodzinnego kółka! Lecz teraz cierpienie zbyt srogo wrzało w sercu Wilhelma, by mógł z bezstronnością myśleć o tem. Nienawidził tego brata, byłby go chętnie wyrzucił poza próg swego domu. Poryw zemsty odjął mu nieledwie przytomność, lecz nagle rozbudzona wściekłość ustąpiła miejsca nowym myślom. Przypomniał sobie głębię swego przywiązania do znacznie młod-