Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/277

Ta strona została uwierzytelniona.

jąć przygotowaniem wymaganych formalności. Są to nudne i kłopotliwe sprawy, wolę przeto pomówić z tobą o nich dzisiaj, by więcej do nich nie wracać.
Zaczął wyliczać jakie papiery familijne są nieodzownie potrzebne, jak należy postąpić; mówił powoli i łagodnie, nie spuszczając z niej wzroku, pragnąc pochwycić wzruszenie na jej twarzy. Słuchała, milcząc, spokojnie, bez radości, ale też bez widocznego smutku. Gołe swe ręce z zakasanemi poza łokcie rękawami, złożyła na kolanach i, posłuszna woli Wilhelma, słuchała słów, jakie uważał za potrzebne wygłaszać.
— Droga Maryo, dlaczego milczysz? Wyznaj mi, czy może chciałabyś co zmienić w naszych projektach?...
— Ja chciałabym co zmienić?... Nie, nie!
— Moja droga Maryo, wiesz, że możesz ze mną być zupełnie szczerą... Odłożymy datę ślubu, jeżeli masz jakikolwiek powód ku temu.
— Niemam żadnego powodu. Dlaczego miałabym się sprzeciwiać twojej woli?... Możesz wszystkiem rozporządzać, jak chcesz, zawsze spełnię, czego zapragniesz.
Zamilkli. Marya, mówiąc, patrzyła mu prosto w oczy, lecz usta jej drgały nerwowo, a wesoły wyraz jej twarzy przysłonił smutek. Czyżby dawniej nie była przyjęła ze śmiechem i śpiewem wiadomości o zbliżającej się dacie ślubu?...