Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/278

Ta strona została uwierzytelniona.

Po namyśle, zdobywszy się na odwagę spokojnego pytania, Wilhelm odezwał się:
— Maryo, wybacz, że cię o jedną rzecz zapytam... Jeszcze czas... jeszcze możesz cofnąć dane mi przyrzeczenie... Powiedz, czy pewną jesteś, że mnie kochasz?...
Spojrzała na niego z istotnem przerażeniem, nie rozumiała, czego właściwie chciał się od niej dowiedzieć. Czekała bliższego objaśnienia, rzekł więc po chwili:
— Zapytaj się własnego serca... zbadaj je... i powiedz, czy kochasz mnie, swojego starego przyjaciela czy też kochasz teraz kogo innego?...
— Wilhelmie, Wilhelmie! Dlaczego stawiasz mi takie pytania?... Cóż uczyniłam, by cię upoważnić do takiej ze mną rozmowy?...
Oburzona, patrzała na niego gorączkowym wzrokiem, a w pięknych jej oczach płonęła szczerość zaniepokojenia.
— Wierzaj, że ciężko mi zadawać ci te pytania. Lecz muszę je wyczerpać aż do ostatniego... bo od tego zależy szczęście nasze... szczęście nas wszystkich. Maryo, błagam cię... zapytaj się własnego serca. Ty kochasz mojego brata Kochasz Piotra!...
— Kocham Piotra, jak kocham was wszystkich... Kocham go, bo on teraz do nas należy... z nami żyje... z nami czuje. Tak, kocham Piotra i szczęśliwą jestem, gdy jest z nami i pra-