ko to byłoby pozostało moją tylko tajemnicą. Ach, ileż ja przecierpiałem z tego powodu... i wiesz, bracie, krzywdzisz mnie, rozpoczynając o tem rozmowę, bo oto teraz już nie będę mógł pozostawać pomiędzy wami... zmuszasz mnie do przyśpieszenia mojej ucieczki z Paryża. Prawda, że już kilkakrotnie postanawiałem nie przyjść tutaj więcej... powracałem przez słabość... ale także i przez wielkie przywiązanie, jakie rozbudziło się w mojem sercu dla was wszystkich. Moja obecność tutaj nie mogła cię niepokoić jako narzeczonego Maryi, bo Marya mnie nie kocha.
Wilhelm przerwał:
— Mylisz się... Marya kocha mnie jak ojca, ale ciebie kocha jak kochanka. Wczoraj ją wyspowiadałam i wyznała swoją tajemnicę... zmusiłem ją, by się zwierzyła ze swej miłości dla ciebie.
Zmięszany, wzburzony, Piotr chwycił go za ramiona i patrząc mu prosto w oczy, zawołał:
— Bracie, bracie, co ty mówisz?... Dlaczego odsłaniasz przedemną tajemnicę, której nie wiedziałbym nigdy... Lecz to być nie może! To równałoby się nieszczęściu, największemu nieszczęściu dla nas wszystkich. A dla mnie, radości i smutkowi... zaś smutek przeważałby nad radością... bo ja nie chcę, abyś ty cierpiał... Marya jest twoją i nie poświęcaj się dla mnie... Marya jest i pozostanie dla mnie tylko siostrą. Bracie... nie
Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/286
Ta strona została uwierzytelniona.