Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/288

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ty mi dajesz Maryę?... Maryę, której pragniesz od tak dawna... którą miłujesz pełnią swoich uczuć!... Bracie, ja nie mogę z rąk twoich przyjąć tak wielkiego daru! Pomyśl, czem Marya jest dla ciebie!.. Dając mi ją, dajesz mi własne swoje serce, które w poświęceniu wyrwałeś z piersi, by mnie ratować bodaj swem sercem, krwią, życiem... Bracie, ja nie mogę przyjąć tak bohaterskiej ofiary!
— Nie zapominaj, że Marya tylko ciebie kocha... do mnie jest przywiązaną, jak do starego przyjaciela, jak do ojca... lecz miłość zbudziła się w jej sercu dopiero po twojem nadejściu. Więc dlaczegóż chcesz, bym nadużywał zobowiązania, jakie zaciągnęła wobec mnie, nie znając jeszcze ciebie? była ona wtedy nieświadomą miłości... teraz dopiero zauważyła różnicę, jaka istnieje pomiędzy przywiązaniem a miłością. Czy chcesz, abym pomimo to zmuszał ją do małżeństwa ze mną?... żebym ja z nią się żenił, wiedząc, że nigdy jej serca posiadać nie będę... Bracie, dopiero co powiedziałem, że daję ci Maryę za żonę, otóż omyliłem się... ona sama się tobie oddaje, kochając tylko ciebie.
— Nie chcę... nie chcę... nie mógłbym być szczęśliwym, wiedząc, że to się dzieje kosztem twojego szczęścia... Bracie... uściskaj mnie... zaraz ztąd wyjdę, i dziś jeszcze z Paryża wyjadę.
Wilhelm objął go ramionami i zmusił, by usiadł przy nim na dużej kanapie w pobliżu okna. Upo-