Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/296

Ta strona została uwierzytelniona.

czasy, więc teraz usilnie wezmę się do roboty... a mam wiele jeszcze do zrobienia!
Wieczorem, gdy chłopcy wrócili do domu, powiedziano im o wielkiej nowinie. Tomasz i Franciszek przyjęli tę wiadomość bez wielkigo zdziwienia, zapewne przeczuli, że sprawy taki wezmą obrót. Żaden z nich nie odważył się na zrobienie jakiejkolwiek uwagi; sądzili, że tak będzie dobrze, ponieważ ojciec mówił im o tem z pogodną jak zwykle twarzą. Lecz Antoni, sam już wciągnięty w miłość kobiety, spojrzał ze wzruszeniem na ojca, strwożony i powątpiewający o jego wewnętrznym spokoju. Podziwiał odwagę, z jaką zrzekł się kobiety, którą miłował. Czy tylko ogrom tego poświęcenia nie będzie po nad jego siły? Rzucił się ojcu na szyję i całował go z uniesieniem, a za jego przykładem poszli dwaj starsi jego bracia. Wilhelm stał, otoczony trzema swymi synami, oczy mu zaszły łzami najczulszego wzruszenia i uśmiech szczęścia zajaśniał promiennie na wypogodzonem obliczu. Po tylu przebytych cierpieniach, zdobywszy się na moc przezwyciężenia samego siebie, czuł teraz wielką błogość w sercu, a pieszczota trzech dorosłych synów była mu najmilszem dodaniem otuchy.
Lecz jeszcze jedno czekało go dziś wzruszenie. Przed zmierzchem, gdy pochylony nad papierami, odnoszącymi się do swojego wynalazku, sprawdzał jakieś cyfry przy wielkim stole w po-