Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/300

Ta strona została uwierzytelniona.

stosunki oficyalne, z każdym rządem byłby pozostawał w takiej samej zgodzie, byle sobie zapewnić możność pracy, mającej spłodzić odmienną przyszłość.
Wstał a zbliżywszy się do oszklonej ściany pracowni, rzekł, ukazując Paryż, nad którym zachodziło purpurowe słońce:
— Czy słyszysz huk dobiegającego nas ztamtąd życia?... Wre ono i kipi, dzięki płomieniom, jakie podtrzymuje praca naszych mózgów. To nasze zadanie... Wiedza ani na chwilę nie powstrzymuje swego rozwoju i kształtuje duch Paryża, tego Paryża, który tworzy przyszłość... Wszystko co jest poza tem, jest niczem!
Zapadło milczenie a Wilhelm myślał o Salvacie, myślał o potężnej sile, jaka spoczywała w poczynionych przez niego odkryciach, których plany, obliczenia i formuły leżały tuż obok na stole. Nowa jakaś myśl kiełkowała w jego głowie. Był teraz wolny, spełnił zadanie względem najbliższych sobie istot, darząc ich szczęściem, jakiem mógł rozporządzać, nic go już nie łączyło i nie przykuwało do osobistych obowiązków. Był więc zupełnym panem samego siebie, bo zrzekając się osobistego szczęścia, pozyskał wyzwolenie swoje, i jeżeli uzna to za potrzebne, może życie swe złożyć w ofierze dla dobra, jakiej zechce sprawy!

KONIEC KSIĘGI CZWARTEJ.