Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/306

Ta strona została uwierzytelniona.

ły początek nabożeństwu szczególniejszego rodzaju i ustanowieniu Sacré Coeur. Wilhelm ze wstrętem patrzył na obrazy, przedstawiające przekrojoną i krwią cieknącą pierś Jezusa, z sercem olbrzymiem, które święta ujrzała silnie pulsujące w ranie, a Jezus, włożywszy w nie maleńkie serce kobiece, oddał je nabrzmiałe i gorejące miłością. Co za nizki i odrażający materyalizm, co za jatka rzeźnicza, pełna wnętrzności, krwi i muskułów! Wilhelm bezustannie spotykał się z rycinami, przedstawiającemi tę okropność, bo dokoła bazyliki i w sąsiednich z nią ulicach, pełno było sklepów i kramów, sprzedających jaskrawo kolorowaną pierś z sercem Jezusa. Obrazy te wszelkich rozmiarów, malowane niebiesko, żółto i czerwono, przypominały naiwną anatomię i barbarzyńskie upodobania do krzyczącej pstrokacizny.
Piotr, milcząc, patrzał na bazylikę oblaną białem księżycowem światłem i wynurzającą się z ciemności. Tak, była to olbrzymia forteca, wzniesiona, by trzymać w swej mocy miasto spokojnie teraz śpiące u stóp wzgórza. Ileż on osobiście przecierpiał w tym kościele, gdy przybywał tu dla odprawienia mszy, konając w mękach niewierzącego księdza, skazanego na bezustanne kłamstwo. Pod wrażeniem wywołanych wspomnień, rzekł:
— Oni to nazywają wotum narodowem! Ach, czemuż naród nie odpowiada im dostojniejszem wotum pracy, zdrowia, siły i ostatecznego wy-