Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/309

Ta strona została uwierzytelniona.

helm wskazał Piotrowi śpiącego starca, którego bose nogi wyłaziły z rozerwanych, wykoszlawionych butów. O parę kroków Piotr również gestem zwrócił mu uwagę na młodą dziewczynę w łachmanach, osuniętą na próg jakiegoś domu i śpiącą z głową wspartą o drzwi, z ustami otwartemi. Nie wymieniając głośno swych spostrzeżeń, czuli, że jednakowa litość opływała im serca na widok takiej okropności nędzy. Od czasu do czasu rozmijali się z agentami policyjnemi, którzy, idąc zwolna po dwóch, budzili śpiących, kazali im wstawać i dalej iść przed siebie, a w razie niesposłuszeństwa zabierali ich do najbliższego cyrkułu. Opór, chwilowe zniecierpliwienie lub zapomnienie, zapędzało nędzarzy do policyjnej izby wspólnej z ujętymi złodziejami i zbrodniarzami.
Wzdłuż ulicy des Martyrs aż do Wielkich Bulwarów bracia napotykali odmienną, niż dotąd ludność nocnego Paryża. Mężczyzni szybko wracali do domów, kobiety publiczne zaczepiały ich, a niektóre biły się pomiędzy sobą, lub były bite przez wyzyskujących je kochanków. Na wielkich Bulwarach inne znów ukazywały się postacie. Wychodzono z klubów; bladzi panowie zapalali cygara, stojąc na progu domów, których okna były ciemne prócz rzęsiście oświetlonego jednego piętra. Jakaś dama w balowej tualecie i wytwornem długiem okryciu, szła powoli w towarzystwie skromniej ubranej towarzyszki. Kilka