Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/316

Ta strona została uwierzytelniona.

lard’a, Duthil’a i kilku innych przyjaciół, gdy wtem koło godziny pierwszej w nocy, podczas deseru, ktoś wspomniał zbliżającej się egzekucyi Salvata. Zapragnęła to zobaczyć Napróżno Duvillard błagał ją, by zaniechała tego zamiaru, a rozgniewany jej uporem wyszedł, nie chcąc jej towarzyszyć, uważając za niewłaściwe iść patrzeć na ścięcie głowy człowiekowi, który chciał jego pałac wysadzić w powietrze. Sylwia nie zadała sobie trudu zatrzymania barona, lecz, rzuciwszy się w objęcia Duthila, obiecała mu co zechce, byle ją zaprowadził na plac de la Roquette, bo ma szaloną ochotę zobaczyć zakończenie sprawy Salvat. Duthil unikał niemiłych wrażeń i wstrętnych widowisk, proszony przez księżnę de Harn odmówił jej towarzystwa, lecz uległ prośbom Sylwii, bo od tak dawna jej pożądając, myślał, że teraz stosowna chwila nadeszła.
Sylwia mówiła z nim o baronie.
— Stary nudziarz... zawsze innym chciałby przeszkodzić bawić się wesoło.. Tem gorzej dla niego, że nie przyszedł... odpokutuje on za to... Bo chociaż rzucał się ze złości i wybiegł bez pożegnania... jutro będzie plackiem leżał przedemną, bo wie, że zawinił, więc do nóg łasić mi się będzie, jak pies...
— Ale teraz żyjecie z sobą w zgodzie? — zapytał Duthil. Jest znów twoim panem i posiadaczem od chwili, gdy masz zapewniony kontrakt z teatrem Komedyi Francuzkiej.