Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/32

Ta strona została uwierzytelniona.

skie tego rodzaju zakłady, był zamknięty od listopada do połowy marca, nie mogąc liczyć podczas zimy na klientelę. Z tyłu od strony podwórza, ciągnęła się wozownia, stajnie i kurniki, lecz i tutaj panował jeszcze nieład, oczekiwano dopiero na ogrodników i malarzy, by odświeżyli całą posiadłość i przygotowali na przyjęcia gości, którzy zjeżdżali się tutaj tłumnie podczas letniej pory. Zwłaszcza pokoje na górze cieszyły się wielkiem powodzeniem i często je zamawiano na kilka dni naprzód.
— Zdaje mi się, że restauracya nie została jeszcze otwartą — rzekł Gerard, patrząc na opuszczenie i nieład całego domostwa.
Piotr, który usiadł przy jednym z marmurowych stolików, odrzekł:
— Zapewne, lecz przypuszczam, że pozwolą nam tutaj poczekać, dopóki deszcz nie przestanie padać.
Nareszcie ukazał się jakiś posługacz. Szybko schodził z pierwszego piętra i, nie zajmując się gośćmi przybyłymi do sali, roztworzył szafę w ścianie, zaczął przewracać pomiędzy pudełkami, wyszukując resztek przeszłorocznych biszkopcików, które układał na talerzu. Na wezwanie, odwrócił się i, ukończywszy przygotowanie ciastek, podał braciom dwa kieliszki „chartreuse’y“.
W jednym z pokojów na górze, baronowa Ewa Duvillard, oczekiwała na Gerarda przeszło od pół godziny. Wczoraj, podczas Bazaru doborczyn-