Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/325

Ta strona została uwierzytelniona.

mi, kiedy właściwie stawić się powinni. Lecz uwagę braci pochłonęła wyłącznie tylko gilotyna. Czyniła na nich wrażenie plugawego potworu, rozpłaszczonego na ziemi ze wstydu i hańby, w obrzydzeniu nad wstrętną robotą, jaką zaraz przyjdzie mu spełnić. Jakto! więc to jest owa osławiona machina, niszcząca społeczeństwo, machina, trzymająca w karbach grozy całe zastępy zbrodniarzy, machina, wznoszona dla publicznego karcenia przestępców! A więc to jest gilotyna?... te kilka belek, leżących na gołej ziemi, z dwiema belkami stojącemi na sztorc i podtrzymującej topór na trzymetrowej wysokości. Gdzież jest owo wysokie rusztowanie, malowane na czerwono wraz z dziesięcioma stopniami, które prowadziły pod topór, osadzony na ramionach wyniosłych jak maszty i także czerwonych, krwistych, ku przerażeniu tłumu, patrzącego na karę, wymierzaną za zbrodnię. Obecnie potworną machinę zniżono, upadlając ją ostatecznie w swem podstępnem zadaniu. Sprawiedliwość ludzka, skazująca na śmierć człowieka w sali trybunału, pozbawiona jest wszelkiej godności i majestatu, lecz, ścinając mu głowę, sama się staje występną, a barbarzyńskie narzędzie, które jej ku temu służy, nawet w bydłobójni nie powinno być tolerowane, jako wstrętnie obrzydliwe.
Wilhelm i Piotr patrzeli na potworne narzędzie, ogarnięci odrazą aż do mdłości.