nego, umówili się, że tutaj się dziś zejdą. Łączyło ich słodkie wspomnienie z tą ustronną restauracją, ukrytą pomiędzy drzewami. Przed dwoma laty, w samych początkach ich miłosnego stosunku, gdy Ewa jeszcze się nie odważała przychodzić do kawalerskiego mieszkania Gerarda w Paryżu, spotykali się za miastem, a Gerard z uciechą wynalazł ten właśnie domek, na pierwszą schadzkę. Miało to miejsce, jak dzisiaj, na początku wiosny i podczas dnia dość jeszcze chłodnego. Ewa umyślnie więc wyznaczyła to samo miejsce na schadzkę dzisiejszą. Te ściany widziały pierwsze ich pieszczoty, zatem niechaj będą świadkami może już ostatnich... Myśl taka wydała się jej poetyczną, a ponieważ w Paryżu śledzono ich, dlaczegoż więc nie przyjść tutaj, gdzie bezpieczeństwo było zupełne i gdzie nikogo jeszcze nie lękali się spotkać, pomimo że domek stał w pośrodku arystokratycznego lasku, tego ulubionego miejsca spaceru całego bawiącego się Paryża.
Ewa czuła się do łez wzruszoną sięgnąwszy pamięcią ku szczęśliwym dniom początku ich wzajemnej miłości. Lecz roztkliwienie jej łączyło się z goryczą i ze smutkiem, przeczuwała bowiem, że teraz wkrótce koniec wszystkiego dla niej nastąpi. Pragnęła na dziś słońca, wesołych jego promieni, które wtedy jaśniały tak uroczo wśród młodej zieloności. Lecz niebo było dziś szare, a
Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.