Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/333

Ta strona została uwierzytelniona.

Piotr stał nieruchomie, zdrętwiały z obrzydzenia nad potwornością tego rozlewu krwi, nad ohydą tej maszyny, wyznaczonej do mordu. Wtem stanęła mu w pamięci złotowłosa dzieweczka, która padła z rozszarpanem ciałem pod bramą pałacu Duvillard i stała się niewinną ofiarą bomby przyniesionej przez Salvata. Krew lała się z jej młodego ciała, jak dziś tryskająca krew z szyi świętego. Krew za krew! Dług za dług został spłacony, w niczem nie umniejszając ludzkiego cierpienia, którego ukrócenie nigdy tą drogą otrzymanem być nie zdoła!
Po nad placem i po nad tłumem, spokojne, jasne niebo świeciło dalej. Ileż czasu trwała scena rzeźnicza około gilotyny?... może wieczność a zapewne dwie, albo trzy minuty! Zbudzono się jakby z ciężkiej zmory, z drżącemi rękoma, a blade twarze i rozszerzone źrenice wyrażały litość, obrzydzenie i przestrach.
— Jeszcze jeden, to już czwarty, którego w moich oczach ścinają! — rzekł Massot zmienionym głosem. Doprawdy, że wolę patrzeć na gody weselne... Chodźmy ztąd, już mam mój artykuł.
Bracia poszli za nim machinalnie i przeszedłszy plac, znaleźli się na rogu ulicy Merlin. Tu ujrzeli Wiktora Mathis, stojącego dotąd na tem miejscu, z płomiennemi oczyma, z twarzą śmiertelnie bladą. Stał w milczeniu, zapatrzony w dal, nic zapewne ztąd nie widział, lecz odgłos spada-