jącego toporu musiał dotąd huczeć pod jego czaszką. Agent policyjny szarpnął go za ramię, powtarzając, by odszedł. Spojrzał na niego z nagłą wściekłością, jakby chcąc go rozszarpać, lecz oprzytomniawszy, poszedł spokojnie ulicą de la Roquette, ku widniejącej w oddali zieloności cmentarza Père-Lachaise.
Niespodziewanie bracia stali się świadkami sceny pomiędzy księżną de Horn a Duthilem.
Księżna dotarła do placu wtedy, gdy widowisko już się ukończyło, rozgniewana wpadła w złość tem większą, iż ujrzała Duthila, wychodzącego z szynkowni w towarzystwie młodej kobiety.
— Ładnie się pan popisałeś względem mnie! Powozu mego nie wpuszczono tu i musiałam iść sama piechotą, przeciskając się przez tłum najwstrętniejszych ludzi, którzy mi wymyślali i popychali, bawiąc się mojem przerażeniem.
Duthil, znając księżnę, przedstawił jej natychmiast Sylwię i szepnął na ucho, że był zmuszony wyręczyć przy niej wiadomego im przyjaciela. Rozamunda oddawna pałała chęcią poznania się z piękną aktorką, rozciekawiona obiegającemi o niej pogłoskami, a zwłaszcza nadzwyczajnością jej miłosnych fantazyj. Uśmiechnęła się więc z zadowoleniem i rzekła uprzejmie:
— Jaka szkoda, że nie mogłam patrzeć na to widowisko w towarzystwie pani! Gdyż ja uwielbiam panią, jaką artystkę niepospolitego talentu
Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/334
Ta strona została uwierzytelniona.