Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/345

Ta strona została uwierzytelniona.

przez swą rywalkę. W mieszkaniu pani de Quinsac walki były odmienne, lecz niemniej bolesne. Hrabina zgodziła się na małżeństwo syna, ulegając obawom macierzyńskiego serca, wylękłego o los i zdrowie jedynaka, a widząc niemą jej rozpacz, markiz de Morigny nie miał odwagi sprzeciwiać się jej chęciom, zgodził się nawet być świadkiem na ślubie Gerarda, czyniąc w ten sposób z siebie ofiarę w dowód najwyższego hołdu dla kobiety, którą całe życie wyłącznie miłował. Wszystkie te sprawy Sagnier opowiedział dziś w „Głosie Ludu“ pod przybranemi lecz przejrzystemi nazwiskami, dodając przytem mnóstwo szczegółów zmyślonych, jaskrawych i kłamstw najbezczelniejszych. Rad ze sposobności, wylał całą kałużę najwstrętniejszych brudów, zatruwając niemi kolumny swego dziennika, by znęcić skandalem łatwowiernych czytelników. Od chwili jak Monferrand stanął u władzy, Sagnier musiał zamilczeć o afrykańskich kolejach żelaznych, w obawie zaś by dziennik nie stracił na wziętości, skierował się natychmiast ku eksploatowaniu skandalów prywatnych. Codziennie wyszukiwał nową ich kopalnię i plugawiąc dobre imię coraz to innej rodziny, żył rozbojem, podsycającym sprzedaż dziennika.
Wtem, deputowany Chaigneux zbliżył się szybko do Massot. Zawsze melancholijny, zakłopotany i z poobrywanemi guzikami u wytartego tużurka, pytał gorączkowo: