Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/355

Ta strona została uwierzytelniona.

zyskania burżuazyi, dzierżącej w swej mocy władzę i pieniądze, by potężne te czynniki wyzyskać na rzecz kościoła. Zwróciwszy się ku nowożeńcom, monsignor wymienił spojrzenie z Monferrand i życzył im długiego, szczęśliwego pożycia w chrześcijańskiej pokorze i posłuszeństwie, z myślą o Bogu i jego bezgranicznej władzy, która, dzierżąc w prawicy losy świata, błogosławi dobrych, a srodze karci występnych, by sprawiedliwością utrzymać spokój na ziemi. Tu znów monsignor spojrzał na uśmiechającego się dobrodusznie ministra, a obecni, znając łączące ich stosunki i zawarcie sojuszu sekretnego, uśmiechnęli się na znak, iż zrozumieli głębokość uczynionej aluzyi.
Massot, stojąc obok Duthil’a, szepnął:
— Gdyby stary Justus Steinberger mógł dziś widzieć swoją wnuczkę, jako żonę ostatniego potomka arystokratycznego rodu de Quinsac, zabawił by się do syta!
— Pochwalam takie małżeństwa — odpowiedział młody deputowany. — Cieszyć się nam należy, że to weszło w modę. Żydzi, chrześcijanie, burżuazya i szlachta zrozumieli wreszcie swoje zadanie. Łączą się pomiędzy sobą, by wytworzyć zawsze potrzebną klasę przewodnią w narodzie, nową arystokracyę. W tem nasz ratunek! inaczej gawiedź by nas pochłonęła!
Massot nic nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się ironicznie, zabawiony na myśl o starym Ju-