Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/359

Ta strona została uwierzytelniona.

licę od grożącego jej niebezpieczeństwa, śląc Salvata pod topór na placu de la Roquette.
Massot, patrząc na te trzy postacie dostojników z pałacu sprawiedliwości, rzekł do Duthila:
— Stanęli przed ministrem, oczekując podziękowania za głowę, która wczoraj spadła z gilotyny. Lecz Monferrand powinienby błogosławić Salvata... ileż to razy zabrnąwszy, wyjechał na nim z ciężkiego położenia! Wszak bomba rzucona uratowała ministeryum od upadku, a potem wykierowała go na prezesa gabinetu, gdy nasza izba, opętana strachem, postanowiła postawić u władzy człowieka o żelaznej pięści, dość silnej, by zdusić anarchistów. Ztąd mieliśmy wspaniały obraz walki, w której Monferrand z całym swoim sztabem i armią ciurów stanął dzielnie do boju z Salvatem, idącym na przebój, ale pojedynczo. Musiało skończyć się zwycięztwem. Pojmanemu nieprzyjacielowi ścięto głowę. Należało tak uczynić, ta odcięta głowa przywróciła wielu sen i apetyt... oni mówią o Salvacie...
Panie stojące w pobliżu grupy, otaczającej wszechpotężnego ministra, wiedząc, jaką rolę ci trzej panowie z trybunału odegrali w procesie Salvata, zaczęły się dopytywać o szczegóły odnoszące się do wczorajszej egzekucyi, ciekawe o ile dzienniki zgodne były z prawdą. Amadieu, który z urzędu był obecny przy ścięciu Salvata, odpowiadał ochoczo na pytania strojnych dam,