Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/360

Ta strona została uwierzytelniona.

szczęśliwy, że ma sposobność popisywania się i błyszczenia pomiędzy niemi. Twierdził, że należy wyplenić tworzącą się legendę o bohaterskiej odwadze, z jaką Salvat wczoraj umarł. Jako naoczny świadek przeczy temu stanowczo, zbrodniarz był tchórzem, trzymała go na nogach duma a nie odwaga, blady był, trząsł się z przerażenia i stracił przytomność, a może nawet umarł ze strachu, wpierw nim mu głowę położono pod topór.
— Tak! prawda! zawołał Duthil. Byłem tam, więc mogę śmiało potwierdzić słowa pana sędziego!
Massot oburzył się, jakkolwiek był przekonany, iż wszystko mu jest obojętne. Potrząsnął więc za ramię Duthila, mówiąc:
— Źle widziałeś, mój kochany, a raczej nic nie widziałeś, bo wiem gdzie byłeś. Ale ja ci ręczę, że Salvat umarł odważnie i był przytomny do ostatniej chwili. Po co szerzyć oszczerstwa o tym nieszczęśliwym?... po co znęcać się nad nim nawet po śmierci?...
Lecz słów dziennikarza nie słuchano, gdyż wszystkim było przyjemnie powtarzać i wierzyć, że Salvat był tchórzem w całem znaczeniu tego wyrazu. Puszczaniem takiej pogłoski składano nowy hołd u stóp Monferranda, wiedząc, że tym sposobem można mu się przypodobać. Słuchał pobłażliwie, uśmiechając się z prostodusznością, z miną poczciwego, dobrego człowieka, który dopuścił się wymiaru surowej kary, zmuszony