Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/361

Ta strona została uwierzytelniona.

naglącemi okolicznościami i jedynie z konieczności. Był niezwykle uprzejmy w rozmowie z panami z trybunału, chcąc im od siebie podziękować, iż tak dzielnie się wywiązali z przykrego obowiązku. Wszak dzięki wydanemu przez nich wyrokowi, pozyskał w izbie olbrzymią większość głosów, przeprowadzając z nienacka jeden z drażliwych wniosków. Ugruntował nim swoją przewagę i mógł teraz powiedzieć, że ład i spokój panują we Francyi, gdyż wszystko przez czas jakiś dziać się będzie podług jego tylko woli. Wtem zbliżył się do niego Vignon, który chciał, by widziano, że nie ma urazy do swego politycznego zwycięzcy. Monferrand zatrzymał go przy sobie, serdecznie witając, skarbiąc sobie łaski tego, zawsze niebezpiecznego na przyszłość, współzawodnika, który, obdarzony niepospolitą inteligencyą, oraz sprytem i taktem, prędzej czy później wypłynie, aby dotrzeć do pierwszorzędnego stanowiska. Rozmawiali z sobą, gdy ktoś ze wspólnych znajomych przyniósł im wiadomość, że stan zdrowia Barrouxa nagle się pogorszył i doktorzy zwątpili o uratowaniu go. Obadwaj zaczęli ubolewać. Biedny Barroux! od dnia pamiętnego posiedzenia izby, gdy ministeryum jego obalono, ciężko zaniemógł i już nie odzyskał zdrowia, konając powoli z bólu pod ciężarem niesłusznego oskarżenia. Uczciwy i szlachetny życie swe całe poświęcił dobru Republiki, ugiął się więc pod obelgą zarzutu kradzieży i przekupstwa. Po cóż