Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/370

Ta strona została uwierzytelniona.

polecenie, zaraz powiem o tem ojcu i możesz liczyć na miejsce w jego loży.
Wreszcie mniej już teraz napływało gości do zakrystyi, więc państwo młodzi i towarzyszące im dwie rodziny, podążyli do wyjścia, przeciskając się wśród tłumu, wyczekującego na nich w kościele, by raz jeszcze ich zobaczyć i nic nie stracić z widowiska, jakie tu przyszli oglądać.
Gerard i Kamilla zaraz po śniadaniu mieli odjechać do dóbr, które Duvillard posiadał w departamencie Eure. Śniadanie było przygotowane o parę kroków od kościoła św. Magdaleny w królewskim pałacu barona przy ulicy Godot-de-Mauroy. Sala jadalna na pierwszem piętrze była zamieniona w rodzaj bufetu, zastawionego z zadziwiającym przepychem i obfitością. Wielki salon czerwony, mały salonik niebiesko srebrny, oraz całe szeregi innych komnat umeblowanych zbytkownie pełne były gości. Jakkolwiek było zapowiedziane, że przyjęcie będzie tylko dla najbliższych krewnych i przyjaciół, zebrało się przeszło trzysta osób. Monferrand i Dauvergue wymówili się od przyjścia nawałem pilnych do załatwienia spraw publicznych. Lecz dziennikarze, deputowani nadpłynęli falą z zakrystyi do pałacu, pragnąc pochlebstwem przypodobać się potężnemu gospodarzowi domu, by nie zapomniał o nich, gdy zamierzy nowy połów, mający ich wszystkich wzbogacić. Zachowywali się swobodnie a nawet zaborczo, jak ludzie przywykli do