Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/377

Ta strona została uwierzytelniona.

łała Gerarda, zabierając jej wszystko, co miała najdroższego, ogałacając ją nazawsze z rozkoszy życia, z miłości! Pałały wzajemną ku sobie nienawiścią bez nadziei możliwość pojednania, czuły, że nawet po śmierci, gdy legną we wspólnym, familijnym grobie, jeszcze i wtedy chęć pomsty unosić się będzie nad niemi!
Wieczorem, baronowa Duvillard oświadczyła, że czując się zmęczoną, nie może jechać do teatru na przedstawienie Polieukta. Położywszy się wcześnie, ukryła twarz w poduszkę i przez noc całą zalewała się łzami. Zatem w loży państwa Duvillard w teatrze Komedyi francuzkiej znaleźli się tylko baron, Hyacynt, Duthil i księżna Rozamunda de Harn.
O godzinie dziewiątej sala już była przepełniona publicznością, tą specyalną publicznością, zbiegającą się na wszystkie wyjątkowo uroczyste przedstawienia w pierwszorzędnych teatrach paryzkich. Ten sam „tout Paris“, który asystował dziś w kościele Św. Magdaleny podczas ceremonii ślubnej, zebrał się teraz w sali teatralnej z tą samą gorączkową ciekawością i żądzą zobaczenia czegoś niespodziewanego, nadzwyczajnego. Te same twarze kobiet, witających się temi samemi uśmiechami, zamieniały z sobą dyskretne oznaki porozumienia, ci sami mężczyźni, rozumiejący swe półsłówka, wiedli z sobą dalszy ciąg rozpoczętej rano rozmowy. Wszyscy i wszystkie stawili się ochoczo w strojach balowych, z obna-