Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/38

Ta strona została uwierzytelniona.

pierw, ach, przysięgnij mi, że nigdy się z nią nie ożenisz, nigdy z nią, nigdy!
Raz jeszcze spróbował odpowiedzieć wymijająco:
— Uspokój się, moja droga, uspokój, proszę, wszak wiesz, że ciebie kocham...
— Nie o to cię pytam, odpowiedz mi wyraźnie, czy możesz mi przysiądz, że nigdy się z nią nie ożenisz?... ja chcę usłyszeć tę przysięgę z ust twoich...
— Ciebie tylko kocham, ciebie jedną, czyż nie wiesz o tem, ukochana moja?...
Znów rzuciła mu się na szyję, przywarła cała do niego, obsypując mu twarz i oczy żarem pocałunków.
— Naprawdę?... Powiedz więc, naprawdę mnie jedną tylko kochasz?.. Mnie jednej pożądasz... Ach, Gerardzie, całuj mnie więc, pieść i zabieraj, bym poczuła, że tylko do mnie należysz, że jesteś moją wyłączną własnością, mojem dobrem... i że kochasz mnie na zawsze, na zawsze...
W miłosnym porywie, zmusiła Gerarda do pieszczot, a oddając mu się cała, udzieliła mu część własnego szału. Nieprzytomny z miłosnego upoenia, powtarzał teraz za nią co chciała, przysięgał i ponawiał przysięgę, że ją tylko może kochać i że nigdy nie ożeni się z jej córką. Dla dogodzenia kochance, którą miał w swoich objęciach, wyznał, że czuł tylko litość względem ułomnej, brzydkiej jej córki. Gerard nie mógł by ć