Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/387

Ta strona została uwierzytelniona.

Piotr postanowił raz jeszcze zaproponować bratu swój wyjazd, lecz gdy wieczorem zdobył się na odwagę, by mu to powiedzieć, Wilhelm porwał się ze słowami:
— Ach, drogi bracie, jakże niesłusznie mnie posądzasz! Kocham was oboje i ani na chwilę nie żałuję tego, co zrobiłem... Miłość wasza jest osłodą mojego życia... patrząc na was, jestem mężniejszy... wierzaj mi, że jestem szczęśliwy waszem szczęściem... Nic mi właściwie nie jest i nic mi nie dolega, a jeżeli jestem teraz bardziej milczący, to należy przypisać różnym myślom, odnoszącym się do moich fachowych zatrudnień.
Dla uspokojenia rodziny przemógł się i był przez cały wieczór rozmowny i wesoły. Podczas obiadu zapytał się, czy tapicer już zaczął przygotowywać dwa pokoje na górze dla młodego małżeństwa. Marya roześmiała się i zaczęła opowiadać swoje życzenia. Chciała, by jeden z pokoi był wybity czerwonym andrynoplem, z dywanem na całej podłodze, bo dywan taki w jej przekonaniu był nietylko krańcowym zbytkiem, ale wielką przyjemnością. Sprzęty chciała mieć z drzewa sosnowego, wprost werniksowane, bo tym sposobem będzie miała wrażenie wiejskiego mieszkania. Rozbawiona projektami swojego nowego gospodarstwa, śmiała się swobodnie, a Wilhelm wtórował jej, dodając konceptów. Piotr wsłuchiwał się w ich rozmowę, a nie mogąc nic innego dostrzedz nad ojcowską troskliwość ze stro-