Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/392

Ta strona została uwierzytelniona.

jeszcze ludzie o nas wiedzą... i nie opuszczają w nieszczęściu.
Toussamt chciał przemówić, lecz próżno się wysilał, i tylko dwie wielkie łzy spłynęły mu z oczu. Popatrzył na przybyłych, jakby chciał prosić ich i wołać o ratunek, a wargi mu się trzęsły, wykrzywiając się boleśnie.
— Uspokój się, mój stary, rzekła znów do niego żona. Doktór powiedział, żeś powinien wystrzegać się wzruszeń.
Wchodząc tu, Piotr zauważył, że dwie osoby cofnęły się w głąb izby, a teraz poznał w nich panią Teodorę i Celinkę. Obie były porządnie, czysto ubrane, twarze ich wyrażały spokój i zadowolenie. Przyszły odwiedzić chorego, który był bratem jednej a wujem drugiej, i ze współczuciem na niego spoglądały, jak istoty znające srogie prześladowania losu. Obecnie miały z czego żyć, gdyż z chwilą jak Salvat został ścięty, mnóstwo osób zaczęło okazywać wiele sympatyi pozostałej po nim córce. Chciano ją nawet adoptować, lecz ostatecznie pozostała pod opieką jednego z dawnych przyjaciół ojca, który posyłał ją do szkoły, mając zamiar dać jej następnie jakie rzemiosło do rąk. Nawet dla pani Teodory znaleziono zajęcie w domu zdrowia, gdzie teraz pilnowała chorych. Były więc wyratowane z najcięższej nędzy, ocalone.
Gdy Piotr zbliżył się, chcąc pocałować Celinkę, pani Teodora rzekła do niej, że powinna na za-