Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/398

Ta strona została uwierzytelniona.

wykł tam do próżniactwa, nauczył się rozprawiać i teraz coraz częściej wałęsa się po mieście zamiast iść do warsztatu. Nie jest on taki jak Salvat i nie rzuca jeszcze bomb pod pałace, ale ciągle przebywa w towarzystwie socyalistów, anarchistów, którzy mu przewracają w głowie. Wyraźnie szuka guza, i znajdzie go, łącząc się z takimi ludźmi, a szkoda, bo był tęgi i dzielny z niego robotnik. Straszne wieści zaczynały coraz gęściej krążyć o tem wszystkiem po całej dzielnicy roboczej. Podobno, że z każdym dniem większe jest zniechęcenie się młodych do pracy, i to najlepsi, najrozsądniejsi z nich takie bunty podnoszą. Gdy się zbiorą, to krzyczą, że dość ich ojcowie nacierpieli się, pracując jak bydlęta, więc oni nie dadzą się wyzyskiwać bogaczom, bo praca nie powinna być nad siły jak dotąd... robotnik powinien więcej zarabiać i mieć starość zabezpieczoną, chcą się tego wszystkiego domagać, a jeżeli rząd im nie da, to grożą zwaleniem i zniszczeniem całego dobytku bogaczy.
— Ach, tak — mówiła dalej — synowie wyradzają się od ojców! Ci młodzi nie będą mieli cierpliwości, jaką miał chociażby mój mąż tu oto przed nami siedzący. Dla niego byle miał robotę to o resztę nie pytał i nigdy nie narzekał, ale też nic dobrego nie wysłużył sobie, sterał przedwcześnie siły, praca mu wyżarła całą moc z kości... i cóż z niego zostało?... niedołęztwo i wieczne kalectwo... Karol, gdy przyszedł wieczorem i zo-