Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/403

Ta strona została uwierzytelniona.

rodzaj hańby, że ktoś, należący do jej familii, został ścięty na gilotynie. Był teraz dla niej szorstki i pełen gorzkich wymówek, na nią zwalając winę złamanego swego życia, swoją biedę i powolny awans w służbie rządowej. Kłótnie były u nich zawsze na porządku dziennym, lecz dawniej żona stawiała mu czoło, przypominając, że nie on jeden starał się o jej względy, wszak gdy była panną sklepową w cukierni przy ulicy de Martyrs, kochał się w niej doktór i chciał się z nią żenić, zachwycony jej urodą. Ale od czasu śmierci Salvata nie śmiała występować z mężem do walki, i znosiła coraz to nieznośniejsze sceny domowe. Wskutek choroby i ciągłych zmartwień, widziała, że zbrzydła, a mąż nieomieszkał i z tego skorzystać, by jej dokuczać. Niczego więc dobrego już nie może się spodziewać w życiu, bo nawet gdyby pensya jej męża doszła do marzonych przez nich czterech tysięcy franków, będzie im ciężko, bo to ich zmusi do wystawniejszego życia. Tak więc przyjemność, że jest panią, noszącą jedwabne suknie i że ma męża urzędnika, chodzącego codziennie w cylindrze, zdobywają oni, walcząc z dokuczliwą czarną nędzą, gorszą aniżeli ubóstwo, nieodłączne od doli robotników.
Pani Toussaint, znudzona narzekaniem bratowej, przerwała jej, mówiąc:
— W każdym razie udało ci się wykręcić od trzeciego dziecka!