— Czy już zapomniałaś co ci przysięgłem?... Przysięgłem, że tylko ciebie jedną kocham i że nigdy się z nią nie ożenię! Zatem niepotrzebnie o tem wszystkiem mówisz, udręczenia nasze skończone, nie dokuczajmy sobie bez przyczyny.
Przez chwilę milczeli, utkwiwszy w sobie wzrok nawzajem, a oczy ich dopowiadały to czego usta wyrzec się lękały. Cały ogrom znudzenia, znużenia i rozpaczy. Ewa to odczuwała i twarz jej nagle się zmieniła, postarzała, oczy nabiegły łzami, które znów płynąć poczęły zpod zaczerwienionych powiek. Drżała z bólu i płakała z cichem poddaniem się nieuniknionej, okrutnej konieczności.
— Gerardzie, Gerardzie, jacy my nieszczęśliwi... Ja ciebie rozumiem, mój drogi, jestem ci teraz ciężarem... Nie przecz temu, bo zaprzeczyć temu nie można... Jestem dla ciebie ciężarem, przeszkodą w życiu, a gdybym upierała się, by zachować cię tylko dla naszej miłości, wtedy byłabym twojem nieszczęściem...
Chciał przeczyć, lecz ona mu nie pozwoliła i mówiła dalej:
— Nie przecz, kochany, i słuchaj, niech wszystko dopowiem... Otóż trzeba się pogodzić z położeniem, już dla nas wszystko się skończyło... Starość się dla mnie zbliża i brzydnę z dniem każdym, już kończy się moja uroda, więc pocóż mam od ciebie żądać miłości, kiedy ta miłość
Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/41
Ta strona została uwierzytelniona.