Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/411

Ta strona została uwierzytelniona.

przekona, że inni i ludzie także cierpią i rozpaczają.
— Tak, przyszedłem w celu pomówienia z panem w tej kwestyi, lecz pierwej chciałbym przedstawić nieszczęśliwe położenie starego Toussaint. Byliśmy u niego i wprost ztamtąd przychodzimy. Serca nas rozbolały, patrząc na niedolę tego sparaliżowanego człowieka, będącego bez środków do życia. Po tylu latach pracy padł nagle rażony niemocą, a teraz on i jego stara żona są w nędzy i pod grozą głodowej śmierci.
Przypomniał, że Toussaint pracował bez przerwy przez dwadzieścia pięć lat przy tym samym warsztacie, należało zatem wynagrodzić mu tak długi wysiłek i zapewnić resztę dni temu poczciwemu człowiekowi. Fabryka powinna mu dopomódz w imię sprawiedliwości, a chociażby w imię obowiązkowego politowania dla wysłużonych sług swoich.
Piotr odważył się dodać ze swej strony:
— Ach, panie, chciałbym, abyś tam poszedł i zobaczył, chociaż przez chwilę, ubogą izbę tego nieszczęśliwego, który, chwycony niemocą, nagle zniedołężniały, zużyty, stracił nawet mowę, by wypowiedzieć swoje cierpienia. Czyż może być ból większy, jak tego człowieka, który całe życie spędził uczciwie i przy pracy, a teraz znalazł się odrazu nad przepaścią nędzy i bez nadziei w jakąkolwiek skuteczną pomoc. Gorycz tych myśli nie przestanie towarzyszyć mu do