Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/416

Ta strona została uwierzytelniona.

belek, desek i drągów, pomiędzy złomami kamieni dopasowywanych na miejscu, pomiędzy górami cegieł i wszelkiego rodzaju maszyn wiły się rozkopy, schody prowadzące do różnych punktów podziemi, zagrodzone przejścia, drzwi zabite deskami, wszystko to oczekiwało ostatecznego ukończenia bazyliki, by ustąpić miejsca projektowanym balustradom i ogrodom.
— Stryju, wszak tyś nigdy nie zwiedzał podziemnych fundamentów bazyliki? Są one ciekawe i wprost zdumiewające swoim ogromem. Wiesz zapewne, że dziesiątki milionów wpakowali w ziemię przed rozpoczęciem widzialnych nad nią murów. Musieli sięgnąć aż na dno wzgórza, chcąc dojść do twardego gruntu, wykopali więc przeszło ośmdziesiąt studni, wypełnili je betonem i na tych ośmdziesięciu sztucznych podziemnych kolumnach zaczęli budować bazylikę. Nie widać tych potężnych kolumn, lecz to one dźwigają gmach, który swojem mianem, oraz przeznaczeniem urąga nam wszystkim, a stojąc na najwyższem wzgórzu, policzkuje Paryż, dozwalający na podobną niedorzeczność.
Piotr zbliżył się do ogrodzenia zbitego z desek i zapatrzył się w czarną jamę, prowadzącą tymczasowemi schodami do podziemia. Marzył o tych kolumnach niewidzialnych i upartej energii, która je stworzyła dla ugruntowania gmachu, ciążącego jak wyrzut, zagrażającego jarzmem i urągającego całemu miastu.