Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/418

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pamiętacie, mówiłem wam, że chcę stworzyć statuę, będącą siostrą „Płodności“, którą wówczas wam pokazywałem. Pamiętacie jej rozwinięte łono, mogące wydać z siebie cały zastęp zdrowej i silnej potomności... Któryś z was dostrzegł wtedy w kącie pracowni posąg „Miłosierdzia“, lecz nie chciałem, byście nań patrzyli, bo nie lubiłem tej mojej roboty, była ona banalna, podobna do byle jakiej figury ulepionej przez ucznia pamiętnego na przepisy sztuki rzeźbiarskiej narzucanej nam w szkole. „Miłosierdzie“ odstawiłem na bok, glina zaczęła schnąć, kruszyć się i pękać. Natomiast przyszła mi wtedy myśl ulepienia statuy „Sprawiedliwości“. Ale miecze i wagi nie przemawiały do mojego przekonania. Taka „Sprawiedliwość“, chodząca w todze i w birecie, nie mogła rozpalić mojej wyobraźni. Opanowała mnie żądza stworzenia „Sprawiedliwości“ mojego pomysłu... takiej, któraby rzeczywiście dostępną była pojęciu każdego człowieka, nie wykluczając nikogo. „Sprawiedliwość“ darząca szczęściem, „Sprawiedliwość“ jedyna, hojna równomierną miłością. Wszak miłosna rozkosz wszystkich nas czyni równymi w imię tego samego prawa natury. Więc ujrzałem ją taką, jak oto widzicie... nagą, pełną prostoty, majestatycznie wielką w nieskończoności swej ujmującej dobroci. Jest ona słońcem, słońcem piękności, harmonii i siły, bo słońce jest jedyną sprawiedliwością. Pała na niebie dla całego świata. Promienie jego, będące źró-