Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/42

Ta strona została uwierzytelniona.

jest już niemożliwą... Zatrzymując cię w niej gwałtem, zwichnęłabym nietylko twoje szczęście, lecz i twoją przyszłość. Bo nadszedł czas, że musisz pomyśleć o twojej przyszłości, a ja z tą przyszłością twoją nic nie powinnam mieć wspólnego... W twoim wieku słusznem jest, byś chciał mieć stanowisko, własny dom i pewność jutra. Zatem nie chcę ci być w tem przeszkodą, nie chcę, byś ty poświęcał dla mnie wszystko, nic w zamian odemnie nie mogąc się spodziewać... Myśl więc o twojej własnej przyszłości, zerwij ze mną, nie zważaj na mnie, bo nikczemnem byłoby z mojej strony psuć ci twoje szczęście, i pociągać cię z sobą w otchłań rozpaczy.
Mówiła długo i ciągle patrząc na niego, chociaż z za łez prawie go widzieć nie mogła. Znała go równie dobrze jak rodzona jego matka. Wiedziała, że tylko pozór posiada zdrowia, a w rzeczywistości jest słaby, niedomagający, marzyła więc dla niego o życiu spokojnem, wygodnem, zabezpieczonem od trosk i zmian fortuny. Czyż nie wiedział, że poza miłością ma ona wielkie dla niego przywiązanie?... Zatem gotową się czuje do wszelkiego zrzeczenia się szczęścia osobistego, z radością się dla niego poświęci. A jakkolwiek jest to dziś dla niej wielką ofiarą, lecz wkrótce opanuje się i spostrzeże, iż sam wiek nakazuje jej zerwać z miłością. Była dotąd zawsze piękną i ubóstwianą, woli więc sama dobrowolnie się wycofać i nie narażać się na go-