Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/421

Ta strona została uwierzytelniona.

Otoż są, zaraz ich tutaj będziemy mieli... Wiecie, że cud jest zupełny: Liza jest zdrowa i codzień silniejsza... Nie mogę się nacieszyć tem niespodziewanem szczęściem... Tyle lat rozpaczałem nad jej niedołęztwem, myślałem, że nigdy się nie rozwinie... nawet przestałem uczyć ją czytać, całemi dniami siedziała w kącie pracowni, nie ruszając się prawie i nic nie mówiąc. Wtem zjawił się tutaj Antoni i dokonał cudu. Zaczął z nią rozmawiać, słuchała go i rozmawiała, nauczył ją czytać i pisać, rozwinął jej umysł — Liza jest teraz rozmowną a nawet wesołą. Nie umiała chodzić, była mała, jak karlica i bezustannie cierpiąca. Antoni, nie chcąc, by zostawała sama w mieszkaniu, brał ją na ręce i przynosił tutaj jak małe dziecko. Namawiał ją, by chodziła, wspierając się na nim, wprawiał ją codziennie w ten sposób i dziś Liza chodzi o własnych siłach. W przeciągu kilku miesięcy wyrosła, wyładniała i śliczna z niej teraz dziewczyna. Bywają chwile, że oczom własnym nie wierzę... przemieniła się całkowicie, jakby się na nowo urodziła. Patrzcie na nią, na twórcę i na dzieło jego...
Antoni i Liza szli wolno, zbliżając się ku drzwiom pracowni. Szli, skąpani ożywczym powiewem wieczornego wiatru, biegnącego od miasta jaśniejącego w cieple zachodzącego słońca. Nigdzie Antoni nie byłby znalazł wspanialszego horyzontu dla rozbudzenia umysłu biednej chorej, tu wszystko mu dopomagało, by wyrwać jej duszę z odrę-