Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/422

Ta strona została uwierzytelniona.

twienia. A młodość ich obojga sprzyjała roznieceniu się miłości, kochanek ożywił i stworzył kochankę. Gdy ją poznał, była cała w uśpieniu, bez ruchu i myśli. Zbudził ją, stworzył, pokochał, by nawzajem być przez nią kochanym. Stała się ona jego dziełem, dalszym ciągiem jego samego.
— Siostrzyczko, nie jesteś zmęczona? — spytał Jahan, gdy wreszcie nadeszli.
Odpowiedziała zwolna z boskim uśmiechem:
— O nie!... tak mi dobrze, tak błogo, jak nigdy. Czy może być większa rozkosz, jak taki spacer. Zdaje mi się, że z Antonim mogłabym pójść na koniec świata bez żadnego zmęczenia.
Szczerość i prostota tego wyznania rozweseliły wszystkich, a Jahan, śmiejąc się, zawołał:
— Miejmy nadzieję, że Antoni nie zaprowadzi ciebie tak daleko. Ale jeżeli macie ochotę na taki spacer, nie będę wam przeszkadzać, a tymczasem zostańcie z nami!
Antoni zatrzymał się przed statuą „Sprawiedliwości“, która drgała życiem, stojąc w świetle, wpadającem do pracowni przez drzwi wychodzące na zachód. Wrażliwa natura Antoniego i tkliwy nastrój jego serca wywołały w nim głębokie wzruszenie. Szepnął ze łzami w oczach:
— Ach, boska prostoto! boska piękności!
Przed paru dniami ukończył dawno rozpoczęty drzeworyt, przedstawiający Lizę z książką w ręku, powziął myśl do niego wraz z chwilą, gdy dziew-