Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/430

Ta strona została uwierzytelniona.

wymierzenia kary za tyle bezczelnych nadużyć, jednakże była przeciwną skracaniu życia, bo jakkolwiek ono jest ciężkie, powinno być mężnie znoszone do końca, a wtedy dopiero śmierć ma dobroczynne i właściwe sobie znaczenie.
— Mój synu, — rzekła łagodnie — byłam obecną przy dojrzewania twojego projektu, ani mnie on zadziwił, ani oburzył, przyjęłam o nim wiadomość jako zapowiedź spodziewanego piorunu, mającego uderzyć w gniazdo, skazane na zagładę. Ani na chwilę nie zachwiałam się i byłam ci pomocną, bo chciałam pozostać twojem sumieniem i twoją wolą... Lecz pozwól, bym ci raz jeszcze powtórzyła, że nie godzi się tchórzyć przed ciężarem życia.
— Babko, próżne twoje słowa. Życie poświęciłem temu celowi i już nie cofnę się... Babko, czy nie chcesz być moją wolą i gdy mnie nie będzie, zastąpić mnie we wszystkiem?...
Zamiast odpowiedzieć, sama postawiła pytanie:
— Więc nie warto, bym ci mówiła o twoich synach, o mnie, o całym domu... Zastanowiłeś się i nie cofniesz swojego postanowienia?...
Odpowiedział skinieniem głowy i słowem: tak. Mówiła więc w dalszym ciągu:
— Niechaj zatem stanie się twoja wola; masz zupełne prawo rozporządzania swoją osobą. Ja po tobie zostanę i spełnię, co powinnam. Bądź spokojny, twój testament poruczyłeś w dobre ręce.